Królowa sportu i prawdopodobnie najczystsza, pod względem dopingu dyscyplina, lekkoatletyka zawodowa w Polsce rozkwitła i przynosi coraz więcej sukcesów na imprezach międzynarodowych. Po drużynowych mistrzostwach Europy, które zakończyły się kilka dni temu, władze PZLA i sami zawodnicy naszej kadry czują się oszukani przez sędziów. Drugie miejsce ekipy przed Francją i za Niemcami to najlepszy wynik z historii, ale jak pokazują ostatnie artykuły, zwycięstwo powinno być nasze.
Swoboda to nie wszystko
Polskie nazwiska dają spore możliwości w tworzeniu ciekawych śródtytułów. I tak na przykład Ewa Swoboda, czyli nasza czołowa juniorka i sprinterka pokazała, że jest najmocniejszym punktem kobiecej sztafety, ale podczas indywidualnego biegu adrenalina spowodowała u niej falstart, którego nie powstydziłby się Usain Bolt. Szkoda naszej młodej zawodniczki, która z łzami w oczach udzielała wywiadu. Nie udało się wygrać ani nawet wystartować, ale gwarantuję, że następne letnie igrzyska będą w jej wykonaniu medalowe.
Dominator Kszczot i druga dyskwalifikacja
Na tego atletę można liczyć zawsze, ponieważ Adam Kszczot to zdobył w ostatnich 16 latach wiele złotych medali na imprezach międzynarodowych. Przykładem niech będą Mistrzostwa Europy, 2014 i 2016 (dwa złota) i srebro w 2015 roku na mistrzostwach świata. Podczas dwóch igrzysk olimpijskich musiał pożegnać się z zawodami po półfinale. To jego fatum, które prędzej czy później przełamie. Wygrany bieg z ostatnich zawodów nie został zaliczony, ponieważ po przekroczeniu tartanu sędziowie podjęli decyzję o jego dyskwalifikacji. Ciasne zakręty i pozycja, w jakiej znajdował się Kszczot sprawiły, że przed upadkiem musiał ratować się wbiegnięciem na trawę, która nie jest liczona jako bieżnia i podlega ścisłym przepisom przeciwdziałającym oszustwom.
Silne punkty reprezentacji
Paweł Fajdek, któremu wybitnie nie poszedł konkurs olimpijski w Brazylii, wygrał rzut młotem, z jak to mówią komentatorzy „siłą na 3/4”. Cieszy nas również drugie miejsce Angeliki Cichockiej na 1500 metrów. W rzucie dyskiem pokazał się Robert Urbanek z wynikiem 66,25, będąc tuż za zwycięzcom. Natomiast polska sztafeta kobiet na 400 metrów zdeklasowała wszystkich i wygrała, zdobywając kolejne punkty dla drużyny narodowej. To tylko wyniki z niedzieli kończącej cały turniej. Dzień wcześniej Marcin Lewandowski wygrał w biegu na 1500 metrów. Należy podkreślić, że ten turniej nie był najmocniej obstawionym przez naszych sportowców. Brakowało gwiazd i kilku dyscyplin, w których mamy szanse medalowe.
Sukcesy Polskich lekkoatletów z lat 60, 70 czy 80 nie powinny tworzyć kompleksów obecnej generacji atletów, którzy nie mają się czego wstydzić. To związki i stowarzyszenia lekkie atletyki, które nieudolnie rujnują jej opłacalność i reprezentowanie w mediach, mogą czuć się zażenowane. Temat sponsorowania tych sportowców jest trudny, ponieważ o opłacalności inwestycji decyduje popularność, która jest po stronie sportów drużynowych. Może zamiast Lewandowskim piłkarzem młodzi chłopcy zechcą zostać kiedyś Lewandowskim biegaczem?