Z pierwszej rundy meczów eliminacyjnych zwycięsko wyszedł Śląsk pokonując na własnym boisku 1:0 Club Bruge, Legia wywiozła korzystny remis z Molde 1:1, a Lech uległ w Wilnie Żalgirisowi 1:0.
Przed pierwszą serią spotkań najwięcej obiecywałem sobie po meczach Legii z Molde i Śląska z Club Bruge, w przypadku Lecha liczyłem tylko na to, że piłkarze zrobią swoje i przywiozą do Polski korzystną zaliczkę przed rewanżem w Poznaniu – przyznam, że typowałem remis, ze względu na ospałość jaką Lech prezentuje w polskiej lidze.
Niestety wbrew moim oczekiwaniom piłkarskie widowisko czekało na kibiców tylko w pierwszym z meczy, gdzie Śląsk ku zaskoczeniu wszystkich – wliczając w to chyba samych piłkarzy, a kibiców z pewnością – stoczył epicki pojedynek z teoretycznie lepszym rywalem z Belgii, któremu wrocławianie nie ustępowali ani na krok, a nawet byli w stanie obrócić losy spotkania na swoją korzyść, po efektownej podcince Sebino Plaku w 64 minucie. Muszę przyznać, że piłkarzom Śląska nie zabrakło w tym meczu niczego, wliczając w to nawet odrobinę piłkarskiego fartu. Na boisku doskonale było widać ich motywację, wolę walki, dobre przygotowanie do sezonu i właściwe ustawienie taktyczne.
Legia w swoim „wakacyjnym” stylu wyszła na boisko zupełnie zagubiona, jakby nie wiedziała w zasadzie dlaczego trener kazał im jechać do Norwegii i rywalizować z zespołem, który nie dość, że nie czuje przed wojskowymi respektu, to napawa ich takim strachem, jakby trener Molde – Ole Gunnar Solskjaer – zamierzał rozjechać mistrza Polski jedenastoosobowym walcem. W pierwszej połowie rozczarowali w zasadzie wszyscy oprócz bramkarza, który jako jedyny stanął na wysokości zadania. Druga połowa w wykonaniu Legii, podobnie jak w pierwszym meczu z The New Saints, była już znacznie lepsza i wojskowym udało się doprowadzić do wyrównania. Taki wynik, mimo dość marnego meczu, stawia mistrza Polski w roli faworyta przed rewanżem w Warszawie – ku rozczarowaniu piłkarzy Molde, którzy zdecydowanie byli bliżsi zwycięstwa.
O Lechu w zasadzie pisać nie należy bo przegrana z dużo niżej notowanym zespołem z Wilna nie przystoi wicemistrzowi kraju. Za komentarz niech posłużą słowa kibiców, którzy zarzucali lechitom, że w Wilnie grali jedynie przez 10 minut… Trener Mariusz Rumak słusznie zauważył jednak, że w rewanżu Lech wciąż pozostaje faworytem, dlatego ja potraktowałbym porażkę jako wpadkę i liczę w najbliższy czwartek na pełną rehabilitację.
Podsumowując, można rzec, że po pierwszych meczach polskie drużyny mają całkiem dużą szansę na awans, chociaż nie pierwszy raz okazuje się, że Ci, którzy byli faworytami zawiedli, a ci, których eksperci spisali na stratę sprawili piękną niespodziankę, sobie i kibicom.